Po co nam trans studies?
J. Szpilka Osoba absolwencka kulturoznawstwa i historii. W Instytucie Kultury Polskiej pracuje nad rozprawą doktorską o praktykach BDSM we współczesnej Polsce. Zajmuje się teorią queer, studiami trans i kulturami punkowymi. Publikacje m. in. w „Feminist Review”, „Kontekstach”, „Kwartalniku Trzeci Sektor” i „InterAlia”. Współpracuje z fundacjami Obserwatorium Żywej Kultury oraz Zakopiańczycy. W poszukiwaniu tożsamości.
Punkt widzenia trans
Transpłciowość stała się w wieku dwudziestym przedmiotem zainteresowania europejskiej nauki. Pierwsze były pod tym względem dwie blisko spokrewnione dyscypliny – psychiatria i seksulogia – przechodzące od połowy dziewiętnastego stulecia gwałtowny rozwój. Później dołączyły kolejne: endokrynologia i chirurgia, które zafascynowane były pytaniem o możliwość „zmiany płci”, psychologia zajmująca się „zaburzeniami psychicznymi” i socjologia, zainteresowana „dewiacją społeczną”.
To właśnie reprezentanci tych dyscyplin położyli podwaliny pod język i aparat pojęciowy, którym w dużej mierze posługujemy się po dziś dzień. Psychiatrzy wypracowali szereg kategorii – transwestytyzm, transseksualizm, zaburzenia identyfikacji płciowej, dysforia płciowa – nadające medyczne ramy i sens różnicy płciowej. Lekarze innych specjalizacji opracowali protokoły chirurgiczne i farmakologiczne, na których bazują współczesne tranzycje medyczne. Wreszcie, przedstawiciele nauk społecznych podjęli się pierwszych prób opisania osób trans w ich wymiarze funkcjonowania nie tylko jako klinicznych studiów przypadku, ale również żywych społeczności.
Lista nazwisk, które przy tej okazji należałoby wymienić jest długa i obejmuje chociażby takie postacie jak Havelock Ellis, Magnus Hirschfeld, Harry Benjamin, John Money, Esther Newton, Wendy McKenna czy Suzanne Kessler. Do tego należałoby zapewne dodać niezliczone zastępy dziennikarzy i popularnonaukowych autorów, którzy uczynili życia osób trans wielkimi wydarzeniami medialnymi. Wiek dwudziesty był też bowiem tym stuleciem, w którym transpłciowość pojawiła się na pierwszych stronach gazet, zazwyczaj pod postacią tradycyjnie pięknych trans kobiet: Lili Elbe w przedwojennej Europie, Christine Jorgensen w Stanach Zjednoczonych w latach 50.
Można więc śmiało powiedzieć, że jeśli społeczeństwo Zachodu weszło w dwudzieste stulecie nie dysponując prawie naukowym i popularnym językiem do opisania tego, co Harry Benjamin określił jako „fenomen transseksualizmu”, tak opuściło go, będąc wyposażonym w obu zakresach.
Ale – bo jest tu oczywiście wielkie ale – to wyposażenie, cały ten aparat pojęciowy, całe to dziedzictwo dwudziestowiecznych studiów nad transpłciowością cechowało pewne kluczowe ograniczenie: osoby trans były w nim jedynie przedmiotem badań. Teorie, modele i narracje składające się na naukę o transpłciowości były tworzone prawie wyłącznie przez cis autorów i zdecydowanie na użytek cis odbiorców.
Dlatego też źródła studiów trans leżą gdzie indziej. Nie jest oczywiście tak, że osoby trans w dwudziestym wieku nie pisały o sobie; ale główną formą, w których ich twórczość zdołała się przebić do szerszego obiegu była wąska i ograniczająca konwencja trans autobiografii. Były to teksty pisane pod cispłciowego odbiorcę, z zamysłu apologetyczne: mające ukazać grozę bycia „uwięzioną w złym ciele” i tryumf wydostania się z tych pęt za pomocą cudownych osiągnięć nowoczesnej medycyny. Popyt na tego rodzaju wyznania był znaczny – ale to dopiero ich krytyka stanowiła jeden z punktów wyjścia studiów trans jako samodzielnej akademickiej dyscypliny.
Wiedza własna
W 1987 roku, amerykańska badaczka, inżynierka dźwięku i weteranka ruchu lesbijskiego Sandy Stone opublikowała esej Imperium kontratakuje. Manifest posttransseksualny. Tytułem tekst ten nawiązywał do niesławnego traktatu The Transsexual Empire Janice Raymonds, czyli jednego z założycielskich tekstów transfobicznego feminizmu; Raymonds była swoją drogą osobiście odpowiedzialna za gwałtowne ataki na Stone pod koniec lat 70. Ambicją Stone nie było jednak tylko – a nawet przede wszystkim – dać odpowiedź transfobce: Imperium kontratakuje było wezwaniem do znalezienia nowego języka i aparatu pojęciowego dla mówienia o transpłciowości, który nie dawałby się zredukować ani do patologizującego spojrzenia medycyny, ani do nienawistnej krytyki w stylu Raymonds, ani do – co tutaj kluczowe – płytkiej apologii w stylu uprawianym przez głównonurtowe autobiografie trans.
Fundamentów dla tego projektu były zresztą już położone. W cieniu rozwijanej w dwudziestym wieku wiedzy na temat transpłciowości istniały również alternatywne obiegi teorii i praktyki. Osoby trans wymieniały się narracjami, które należało przedstawić lekarzom, wykorzystując stereotypowe wyobrażenia do uzyskiwania dostępu do tranzycji. Poza kliniką, rozwijały się praktyki tranzycji DIY, albo odmienne sposoby rozumienia bycia trans, które nie traktowały medycznej tranzycji jako celu lub punktu odniesienia. Aktywizm, ziny, lokalne społeczności trans: wszystko to zapewniało inny język, którym można było mówić o sobie.
Zawsze więc istniały alternatywy względem cisnormatywnych perspektyw na transpłciowość. To właśnie one leżą u podstaw trans studies jako dyscypliny, która ukonstytuowała się wokół nadziei na odrzucenie dominujących ram, w których widziano dotychczas transpłciowe życia. Dlatego trans studies nie są tylko badaniami o transpłciowości, ale też prowadzone są z punktu widzenia transpłciowości, przyjmując doświadczenie różnicy płciowej jako wartościowy i istotny punkt wyjścia dla namysłu nad tym, co to w ogóle znaczy być upłciawianym w społeczeństwie.
W przeciwieństwie do przeważającej większości istniejących wcześniej form naukowego namysłu nad „fenomenem transseksualizmu”, trans studies nie są oparte na założeniu, że transpłciowość to rodzaj społecznego problemu albo patologii, wobec której należy się jakoś opowiedzieć. Zakładają raczej, że osoby trans nie tylko mają wiele istotnych rzeczy do powiedzenia na własny temat, ale że również wiedza, którą wytwarzają – a której korzeni należy szukać nie w korytarzach uniwersytetu, ale w ulicznym aktywizmie – jest po prostu kluczowa dla sprawiedliwszego i intelektualnie zajmującego podejścia do kwestii trans.
Nie dość tutaj zresztą przecenić istotności aktywistycznego zaangażowania dla studiów trans. Pierwsze pokolenie badaczy – a właściwie to głównie badaczek – które położyło fundamenty pod tę dyscyplinę wywodziło się przede wszystkim z kręgów politycznie zaangażowanych. Dla Sandy Stone, Susan Stryker czy Leslie Feinberg namysł akademicki był przedłużeniem ulicznej działalności aktywistycznej, a nie oderwaniem się od niej poprzez zamknięcie w wieży z kości słoniowej. Dlatego też tak wielka część historii trans studies zaczyna się nie na uniwersytecie, ale w przeglądzie niezależnych publikacji – zinów i ulotek – wydawanych przez aktywne od lat 70. organizacje osób trans, przede wszystkim tych najdalszych od komfortowych tranzycji klas wyższych. Trzeba tutaj zaznaczyć również pewną specyfikę geograficzną: kontekst wykształcenia się trans studies takimi, jakie je dzisiaj znamy, jest głęboko amerykański. Sama dyscyplina ma do dziś problem z tym swoim osadzeniem, nie zawsze dobrze zdając sobie sprawę z faktu, że popularne w jej obrębie perspektywy oraz historie, z których wychodzą, nie są uniwersalne, ani też nie dają się zawsze wpisać w prostą opozycję między (post)imperialnym Zachodem i (post)kolonialnym Wschodem. Do problemu tego wrócę w dalszej części tekstu.
Pod tym względem, trans studies są bardzo podobne do swojej bliźniaczej – i dużo bardziej rozpoznawalnej – dyscypliny, czyli studiów queer. W obu wypadkach to przestrzenie akademickiego namysłu, których narodziny miały miejsce w Stanach Zjedonocznych we wczesnych latach 90. na przecięciu aktywistycznego zaangażowania i krytycznego, humanistycznego namysłu sprzeciwiającego się patologizacji różnicy seksualnej i płciowej.
Podobnie jak studia queer ufundowały się na odrzuceniu istniejących dotychczas perspektyw na to, czym są gejowskie i lesbijskie tożsamości, tak studia trans wystąpiły przeciwko ortodoksji badań nad transpłciowością, domagając się, aby to właśnie osoby trans stały się twórcami wiedzy na temat samych siebie.
Oczywiście, nie oznacza to, że jedynym przedmiotem zainteresowania studiów trans są losy osób transpłciowych (choć są one zazwyczaj punktem wyjścia). W szerszej perspektywie, zajmują się one kwestią relacji mechanizmów nadawania płci w społeczeństwie do bardziej indywidualnych doświadczeń bycia upłciowioną, jak również zagadnieniami przechodniości płciowej, które nie dają się wpisać do znajomej opozycji „trans/cis”.
Queer i feminizm
Tak postawiony zakres badań w sposób konieczny stawia studia trans w skomplikowanej relacji z dwoma innymi dyscyplinami, z którymi łączy je najwięcej związków, ale też i najbardziej zajadłe konflikty. Chodzi tutaj o wspomniane już studia queer, jak i o szeroki zakres akademickiej myśli feministycznej. W obu wypadkach podstawą zarówno relacji, jak i tarć, jest wspólny przedmiot zainteresowania: kwestie płci i seksualności, które nigdy nie dają się łatwo rozdzielić. W rezultacie dyscypliny te siłą rzeczy musiały od początku pozostawać ze sobą w dialogu, często bardzo produktywnym – i nierzadko przechodzącym również w krytykę.
Wymowny jest tutaj przykład studiów queer, które od samego początku były żywo zainteresowane kwestiami transpłciowości, postrzegając w nich potencjalny przykład żywej praktyki transgresji norm cielesności i płciowości.
Ale to właśnie te same nadzieje stały się podstawą krytyki studiów queer sformułowanej w obrębie studiów trans. Zarzut polegał na tym, że przypisując transpłciowości status subwersywnego stylu podminowującego fundamenty cisheteronormatywnego społeczeństwa, studia queer w istocie nie potrafiły zainteresować się życiem osób trans samym w sobie. Zamiast tego, traktowały przejawy różnicy płciowej jako kolejne argumenty na rzecz niestabilności nowoczesnego podmiotu oraz potencjalne sposoby zbliżania nas do postpłciowej rewolucji. Dla wczesnych krytyków studiów queer piszących z pozycji studiów trans, było to nieakceptowalne uprzedmiotowienie transpłciowości i redukcja jej do niczego więcej, jak tylko znaku transgresji, co bolało tym bardziej, że queerowe marzenia o obaleniu porządku płci nie zawsze musiały być bliskie osobom trans mocno przeżywającym pragnienie tej samej płci.
Warto tutaj zauważyć, że spór ten ujawnia również jeszcze jedną istotną różnicę między studiami trans a studiami queer. Perspektywa tych pierwszych jest często dużo bardziej pragmatyczna; jako dyscyplina wychodząca z doświadczeń życiowych osób trans, jest ona w znacznie większym stopniu skupiona na pytaniach o praktyki codziennego przetrwania w transfobicznym społeczeństwie. Stosunkowo mniej uwagi poświęca na utopijne wizje queerowej rewolucji, tak istotne dla swojego „bliźniaczego rodzeństwa”, jakim są studia queer. Nie oznacza to oczywiście, że horyzont polityczny studiów trans jest asymilacjonistyczny albo że dyscyplina ta nie wypracowała nigdy wizji szeroko zakrojonej społecznej zmiany. Uwaga badaczy z zakresu studiów trans wydaje się być jednak bardziej skupiona na bliższej niż dalszej perspektywie oraz na konkretnych, życiowych doświadczeniach.
Relacja studiów trans z myślą feministyczną jest jeszcze bardziej skomplikowana. Podstawowym problemem jest tu, oczywiście, długa tradycja transfobii w akademickim feminizmie, szczególnie w jego radykalnych odmianach. Chociaż nigdy nie była ona prądem faktycznie dominującym, to jej widoczność zdołała sprawić, że już u samych podstaw relacje między studiami trans a badaniami feministycznymi naznaczone były głębokim brakiem zaufania oraz poczuciem zdrady, pogłębionym jeszcze przez powracające konflikty w środowiskach aktywistycznych.
Napięcie między feminizmem i studiami trans nie daje się jednak sprowadzić tylko i wyłącznie do kwestii transfobii. W istocie problem, który te dwie dyscypliny mają ze sobą, sięga dużo głębiej i dotyka samego pytania o to, czym jest płeć i jaka powinna być nasza względem niej relacja. Jest to kwestia podobna do trudności z queerowymi nadziejami na postpłciową rewolucję, ale pod wieloma względami bliższa codzienności. Duża część myśli feministycznej, która rozwinęła się w drugiej połowie dwudziestego wieku zajęta była krytyką samej koncepcji ról płciowych, wskazując na to, w jaki sposób kategorie, takie jak „kobiecość” służą pogłębianiu podziałów płciowych w społeczeństwie i stanowią rodzaj więzienia.
Dlatego też obecność głosów osób trans pragnących tego samego upłciowienia, którego krytyką feminizm się zajmował, musiała przeistoczyć się w poważne intelektualne wyzwanie. Nie dotyczy to zresztą tylko losów samych trans kobiet; nie mniej wymagające dla feminizmu, szczególnie feminizmu lesbijskiego, było odniesienie się do kwestii trans męskości bez popadania w transfobiczne tony. Jak zrozumieć pragnienie „stania się mężczyzną” z perspektywy feministycznej? Jaka powinna być relacja ruchu kobiecego do trans mężczyzn, którzy często wychodzą z jego szeregów? Pytania te do dzisiaj nie mają jednej, ostatecznej odpowiedzi i pewnie takiej nie uzyskają.
Być może nie ma w tym niczego złego. Dialog studiów trans z myślą feministyczną, chociaż często dramatyczny w tonie i podszyty głębokim poczuciem lęku przed tym, co „druga strona” może zrobić lub czego może pragnąć, okazał się na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat niezwykle produktywny. W istocie kategoria „transfeminizmu”, która wyrosła właśnie w toku tej wymiany, stanowi dzisiaj jeden z najważniejszych przedmiotów namysłu studiów trans jako takich. Pytanie, które się za nią kryje – „jak możliwy jest feminizm, który nie będzie feminizmem tylko cis kobiet” – jest zresztą kluczowe również dla ruchu kobiecego i stanowi przedłużenie trwającego od wielu dekad zmagania o decentralizację białej cis kobiety z klasy średniej z zajmowanej przez nią dotychczas pozycji domyślnego tak podmiotu, jak i przedmiotu zainteresowania, namysłu i interwencji feministycznych.
Studia trans dzisiaj
Bez względu jednak na dialog z innymi dyscyplinami, trans studies w przeciągu ponad trzech dekad swojego istnienia zdołały wypracować szereg problemów i zagadnień charakterystycznych dla tej dyscypliny, które nadają jej dzisiaj ton. W końcu powiedzieć, że są to studia, które mają oddawać głos osobom trans i wiedzy przez nie wytwarzanej, to nie powiedzieć zbyt wiele: sama kategoria „osób trans” jest nieskończenie szeroka i wewnętrznie różnorodna.
W pierwszym swoim okresie studia trans były przede wszystkim zainteresowane próbą uzasadnienia swojej obecności oraz krytyką tego, w jaki sposób transpłciowość była opisywana i rozumiana w innych obszarach nauki, przede wszystkim w patologizujących nurtach medycyny i psychiatrii oraz w transfobicznych tendencjach w humanistyce i naukach społecznych. Towarzyszyły temu intensywne próby odbudowania archiwum transpłciowej historii, co często wymagało kontestacji tego, w jaki sposób różnica płciowa była dotychczas prezentowana w obrębie studiów gejowskich i lesbijskich. Oba te trendy badawcze są żywe do dzisiaj i wciąż stanowią ważny element praktyki studiów trans. Jednakże na przestrzeni ostatnich kilku lat dyscyplina ta zaczęła się skupiać na kilku innych problemach, które wypadałoby tutaj przybliżyć.
Rasa
Charakterystycznym dla amerykańskiego osadzenia studiów trans jest fakt, że problemem, który jest w nich szczególnie mocno podejmowany w ostatnich latach, jest próba powiązania trans studies z krytycznymi studiami nad rasą. Podobnie jak feminizm i teorie queer, studia trans są u swoich fundamentów bardzo białe, co źle współgra z ich długiem zaciągniętym wobec ulicznego aktywizmu prowadzonego głównie przez niebiałe, często pracujące seksualnie trans kobiety. Problemy rasy w studiach trans nie ogranicza się jednak tylko do poszerzenia teoretycznego zaplecza tej dyscypliny o teksty pisane przez czarnych czy latynoamerykańskich autorów. W szerszym wymiarze chodzi tutaj o przemyślenie tego, jaka relacja łączy w ogóle płeć z rasą; jest to sięgnięcie po starą krytykę wywodzącą się z czarnego feminizmu i wskazującą na to, jak blisko powiązane są ze sobą na Zachodzie kategorie „kobiecości” i „białości”.
Pociąga to też za sobą konieczność namysłu nad napięciem między białą dominacją w zakresie transpłciowych produkcji kulturowych (oraz, ogólnie, reprezentacji transpłciowości w kulturze) a ogromem przemocy, z którym spotyka się niebiała część populacji trans. Jednocześnie jednak, czytając z perspektywy Europy Środkowo-Wschodniej, trudno uniknąć wrażenia, że namysł ten bywa mocno wybiórczy i ogranicza się przede wszystkim do kontekstu świata atlantyckiego. W znacznej mierze pomija zaś kwestie przestrzeni półperyferyjnych, takich jak właśnie Polska. Jest to wyraźna słabość trans studies w ich obecnej postaci, której przezwyciężenie wymagałoby jednak wyrwania tej dyscypliny z jej dotychczasowego zakotwiczenia również na poziomie instytucji – do problemu tego za moment jeszcze wrócę.
Widoczność
Wokół namysłu na temat rasy zawiązał się również inny, niezwykle ważny trend w trans studies, czyli krytyka polityk widoczności. O ile liberalne i progresywne wizje polityk LGBT+ od dawna stawiały na zwiększenie widoczności osób niecishteronormatywnych jako sposób na poprawę ich sytuacji w społeczeństwie, wielu badaczy z zakresu studiów trans postawiło ten dogmat pod znakiem zapytania. Przydatne jest tu odniesienie się do historycznych doświadczeń, w których to właśnie znikanie z pola widzenia stanowiło strategię przetrwania dla osób trans we wrogim społeczeństwie oraz wskazanie na to, jak zwiększenie widoczności osób trans doprowadziło na przestrzeni ostatniej dekady do ostrego konserwatywnego backlashu. Krytyka widoczności jest dla studiów trans elementem szerszej krytyki liberalnej, asymilacjonistycznej polityki LGBT+, która jest zdolna pomóc jedynie tej sekcji społeczności trans, która i tak jest już na relatywnie dobrej pozycji. Dla ogromu osób trans, szczególnie tych pozbawionych przywileju rasowego i klasowego, zwiększenie widzialności w społeczeństwie oznacza przede wszystkim bycie wystawionymi na dalsze zagrożenia.
Troska
Te same powody przełożyły się w ostatnich latach na wyraźny wzrost zainteresowania kwestiami trans troski w obrębie studiów trans. Jeśli nie widzialność, jeśli nie inkluzja, to co zapewnia osobom trans możliwość przetrwania? Odpowiedź zazwyczaj brzmi: „inne osoby trans” oraz szerokie obiegi wzajemnej opieki i troski, jakie charakteryzują społeczności trans. Badania nad tym zjawiskiem oraz towarzyszący im namysł nad kategorią „t4t”, czyli etyki od trans dla trans, są w dzisiejszych trans studies niezwykle żywe i przyjmują wiele postaci – od historycznych analiz po pytania o to, jak etyka t4t może zostać rozszerzona poza jej pierwotny kontekst. Czy da się na niej zbudować alternatywę dla dominującego cisnormatywnego modelu relacyjności?
Inne sposoby bycia trans
Niekończącym się źródłem debat dla studiów trans pozostaje również pytanie o to, jak w ogóle należy rozumieć transpłciowość – albo wręcz samą kategorię „trans”. Odrzucenie patologizujących, zmedykalizowanych modeli wymaga bowiem znalezienia jakiejś alternatywy, czyli innego sposobu wytłumaczenia, co to w ogóle znaczy być osobą trans.
Możliwości proponowanych w obrębie dyscypliny jest bardzo wiele: od materialistycznych definicji czerpiących z tradycji feminizmu marksistowskiego i próbujących zrozumieć osoby trans poprzez ich relację do upłciowionego podziału pracy, przez filozoficzne rozważania czerpiące z szeregu inspiracji (od psychoanalizy, przez fenomenologię, po – oczywiście – Deleuza i Guattariego), aż po próby przedefiniowania transpłciowości z rodzaju tożsamości do pewnego stylu pożądania.
Nie ma pod tym względem ortodoksji ani nawet dominującej pozycji, chociaż podobnie jak teorie queer, studia trans pozostają sceptyczne względem mocnych, tożsamościowych narracji sugerujących, że „trans” to coś wrodzonego i dającego się obiektywnie zdiagnozować za pomocą naukowych wskaźników.
Teorie trans, teorie przechodniości
Wreszcie, na obrzeżach trans studies rozwija się ciągle namysł nad tym, jakie zastosowanie może mieć kategoria „trans” dla zjawisk wykraczających poza nasze rozumienie tego, czym transpłciowość może być. Chociaż starałam się unikać w tym wprowadzeniu sypania datami i nazwiskami, nie sposób nie wymienić tutaj opracowania Black on Both Sides. A Racial History of Trans Identity autorstwa C. Riley Snortona. Książka ta, opublikowana w 2017 i już ciesząca się opinią absolutnego klasyka, pokazuje w jaki sposób „trans” – rozumiane jako przechodniość płciowa – może pomóc w zrozumieniu historii rasy w Stanach Zjednoczonych.
Jeśli bowiem, jak wskazuje Snorton, jednym z zasadniczych rasistowskich mitów Ameryki było podejrzenie czarnych kobiet i mężczyzn o to, że ich płeć jest niestabilna i niegodna zaufania – jak chociażby w powracającym wyobrażeniu o tym, że czarne kobiety są niezdolne do osiągnięcia statusu prawdziwej damy – to być może właśnie dyscyplina zajmująca się kruchą i podejrzaną płcią, a więc trans studies, jest właśnie tym, czego potrzeba w krytycznym namyśle nad kategorią rasy.
Lokalność trans studies
Przykład Snortona wskazuje jednak na coś więcej, niż tylko znaczny intelektualny potencjał leżący w szerokim namyśle nad przechodniością płciową. Zwraca on również uwagę na zasygnalizowany wcześniej amerykański kontekst narodzin i rozwoju trans studies oraz ich ścisłe powiązanie z problematyką wprawiającą w ruch aktywizm trans i queer w Stanach Zjednoczonych oraz, szerzej, na ich głębokie osadzenie w intelektualnym kontekście świata atlantyckiego i jego byłych kolonii.
Warto tutaj zwrócić uwagę na napięcie między dwoma sposobami rozumienia trans studies. Z jednej strony są one bowiem dyscypliną akademicką, która jest już w pewnym stopniu zinstytucjonalizowana – ma swój kanon tekstów i autorów, specjalistyczną prasę (przede wszystkim doskonały kwartalnik TSQ: Transgender Studies Quarterly), garść profesur rozrzuconych po uniwersytetach i w miarę utarte obiegi wydawnicze. Taka infrastruktura trans studies jest w przeważającej mierze amerykańska – a przynajmniej anglojęzyczna. Tematyka, która jest w związku z tym promowana, która wzbudza zainteresowanie i która jest badana, krąży nieustannie wokół problemów istotnych z punktu widzenia anglojęzycznych, amerykańskocentrycznych uniwersytetów. Nie oznacza to, że nie ma poza USA osób zajmujących się trans studies, ale że to właśnie tamtejszy uniwersytet pozostaje głównym punktem odniesienia, publikacji i dyskusji na ten temat.
Samo w sobie jest to dość zrozumiałe: jest to w końcu nic więcej jak tylko konsekwencja konkretnych, historycznych trajektorii, które rozwój trans studies przyjął. Problematyczne staje się w momencie, w którym usiłuje się jednak przełożyć rozpoznania w ten sposób wytwarzane na kontekst lokalny. Zagadnienie czarności jest tutaj wymowne: pytanie o uwikłanie antyczerni w wytwarzanie się norm cispłciowości znaczy coś innego w Stanach Zjednoczonych, obarczonych historią osiedleńczego kolonializmu i niewolnictwa, niż w małych państwach Europy Wschodniej, które pomimo swojej bieli nie dają się łatwo zakwalifikować do imperialnego trzonu europejskiej historii.
Z drugiej jednak strony, różnica ta jest niemałym potencjałem, który wciąż jeszcze nie został wykorzystany.
Trzymając się tego przykładu, pytanie o to, w jaki inny sposób formuje się cispłciowość w Europie Wschodniej, a w Stanach Zjednoczonych jest nie tylko interesujące samo w sobie, ale stanowi również obiecujący punkt wyjścia dla podjęcia się jednego z głównych zadań studiów trans, czyli denaturalizacji kategorii „cis”, odarcia jej ze statusu oczywistej zwyczajności i ukazania jej historycznego i geograficznego uwikłania. W tym właśnie widać drugą stronę tego, czym studia trans są: nie tylko określoną infrastrukturą, ale po prostu epistemologią, sposobem rozumienia i interpretacji zjawisk płci, seksualności i kultury, które chociaż wiele zawdzięczają historycznym okolicznościom swojego wypracowania, to jednak nie są od nich uzależnione.
Ku polskim studiom nad transpłciowością
Wyzwania rzucane przez napięcie między dwoma przedstawionymi powyżej perspektywami na to, czym studia nad transpłciowością dzisiaj są, prowadzą do pytania, które chciałabym postawić na koniec tego wprowadzenia, pytania, które siłą konieczności pozostanie otwartym.
Jaka jest relacja trans studies do naszego lokalnego, polskiego kontekstu?
Jakie lokalne możliwości otwierają się dla praktykowania tej dyscypliny tutaj, bez traktowania tego „tutaj” jako przedłużenia albo kontekstu dla anglojęzycznego świata atlantyckiej akademii?
Potencjalnym punktem wyjścia mogłaby być historia transpłciowości w Polsce – oraz historia lokalnego trans aktywizmu. Jest zwyczajnie inna od historii Zachodu. Różnice te nie są absolutne, ale wystarczająco głębokie, żeby nie dało się bezpośrednio przenosić rozpoznań z Nowego Jorku czy Arizony na grunt Warszawy. Zbadanie jej z perspektywy trans mogłoby otworzyć nowe perspektywy, jak również przyczynić się do postępującego procesu dehegemonizacji kategorii – zarówno „trans”, jak i „cis”. Inną fascynującą możliwością, zasygnalizowaną przez Marię Dębińską, byłaby próba wspólnego ujęcia kwestii praw reprodukcyjnych i praw trans w Polsce po II Wojnie Światowej, ze szczególnym naciskiem na połączone ataki na obie te przestrzenie w okresie transformacji ustrojowej. Problem ten, wskazujący na ścisłe powiązanie kwestii państwowej kontroli nad środkami społecznej reprodukcji ciał i płci jest dzisiaj, wydawałoby się, kluczowo ważny.
Tego typu sugestie można by długo mnożyć. Niestety na ich drodze staje wciąż problem infrastruktury. Prowadzenie badań nie dzieje się w zawieszeniu i oderwaniu od układu sił i środków w obrębie uniwersytetu. Trans studies jako dyscyplina nie ma właściwie żadnej instytucjonalnej obecności na polskich uniwersytetach. W rezultacie często jest tak, że nawet kiedy pojawiają się w Polsce teksty i badania poświęcone temu zjawisku, to muszą one polegać na zachodnich teoriach; jeśli jakieś przebłyski trans studies dają się znaleźć w polskim życiu akademickim, to często giną one w natłoku publikacji, szczególnie wobec braku szerszego zainteresowania starszego pokolenia profesorów. Dlatego też mam nadzieję, że cykl tłumaczeń, który to wprowadzenie inauguruje, nie zostanie przyjęty jako kanon wiedzy do przyswojenia, ale raczej zestaw inspiracji dla praktykowania studiów trans lokalnie, a nie jedynie w translacji.